Cyfrowy smok wawelski

Rozmowa z Pauliną Pyzioł o wspieraniu indie developerów gier wideo w
Inkubatorze Digital Dragons przeprowadzona po warsztatach prawnych dla
uczestników zorganizowanych przez członków praktyki game-dev kancelarii
Wardyński i Wspólnicy

Jakub Barański: Powiedz może na początek coś
o sobie. Czym się zajmujesz?

Paulina Pyzioł: Jestem specjalistką do spraw projektów oraz inkubacji w Krakowskim Parku Technologicznym. Od początku mojej pracy w KPT zajmuję się branżą gier. W 2018 r. powierzono nam – mnie i moim kolegom z zespołu, Łukaszowi Leszczyńskiemu i Mateuszowi Cybuli – Inkubator Digital Dragons dla developerów gier wideo.

Skąd pomysł na inkubator dla developerów gier?
 

Krakowski Park Technologiczny od lat wspiera branżę gier. Inkubator, a
więc forma wsparcia merytorycznego dla początkujących i średniozaawansowanych
twórców, był brakującym ogniwem w naszej ofercie. Mieliśmy już platformę do
nawiązywania współpracy między profesjonalistami, czyli konferencję Digital
Dragons. Od dłuższego czasu prowadzimy też Digital Dragons Academy dla entuzjastów
branży gier. Brakowało nam czegoś pośrodku.

Co było pierwsze: konferencja czy Akademia Digital Dragons?

Konferencja. Jej pierwsza edycja, jeszcze całkiem kameralna, odbyła się
w 2012 r. Zorganizowaliśmy ją wspólnie z Uniwersytetem Jagiellońskim i kilkoma
zaprzyjaźnionymi firmami gamedevowymi. To miało być miejsce wymiany poglądów i
doświadczeń dla przedstawicieli branży. Od tamtej pory Kraków co roku w maju zaprasza
producentów gier, inwestorów, dziennikarzy na teraz już jedną z najważniejszych
konferencji B2B dla branży gamedev w Europie Środkowej.

Akademia powstała chwilę potem, w 2016 r. Wtedy jeszcze funkcjonowała
jako GameDesire Academy – od nazwy studia tworzącego gry mobilne, z którym zaczęliśmy
prowadzić cykl comiesięcznych weekendowych wykładów przybliżających realia
branży gier wideo jej entuzjastom. Od 2018 r. inicjatywa funkcjonuje jako
Digital Dragons Academy i rozszerzyła się o wykłady prowadzone nie tylko w
Krakowie, ale i Warszawie.

Nasze działania kierujemy do ludzi na różnym poziomie wiedzy. Osobom,
które dopiero zaczynają się interesować tworzeniem gier i chcą posłuchać inspirujących
prelekcji na poziomie podstawowym, polecamy Digital Dragons Academy. Tych,
którzy uformowali już zespoły, a nawet założyli działalność gospodarczą i zaczęli
pracować nad grą, zapraszamy do Inkubatora Digital Dragons. A wszystkich
pozostałych, w tym profesjonalistów z największych firm i osoby, które chcą
posłuchać prelekcji na poziomie średnio- i wysokozaawansowanym, zapraszamy na
konferencję Digital Dragons.

Czy inkubator dla developerów gier wideo jest
potrzebny w Polsce?

Game development w naszym kraju jest obecnie w rozkwicie. Mamy setki
mniejszych i większych studiów, które mają świetne pomysły na gry i ogromny
potencjał artystyczny, ale brak im świadomości, że przekucie pasji w źródło
utrzymania wymaga konkretnych umiejętności biznesowych, poznania specyfiki
branży, planowania strategicznego. Brak takich kompetencji, chociażby w
zakresie sprzedaży, często skutkuje zamknięciem działalności przez naprawdę
utalentowanych twórców, zanim jeszcze mieli szansę wypłynąć na szersze wody.

Mamy kontakt ze starszymi inkubatorami dla twórców gier w Danii i Finlandii.
Tam inkubatory funkcjonują jako swego rodzaju kuźnia, w której twórcy gier z
szalonymi pomysłami przeistaczają się w nie mniej kreatywnych, ale dojrzalszych
producentów gier. Branża gier wideo jest bardzo perspektywiczna, ale naszym
inkubatorem chcemy zadbać o to, żeby jej rozwój w Polsce miał solidne podstawy.

Jak w ogóle widzicie szanse polskiego gamedevu w starciu z konkurencją z zagranicy?

To trochę jak wróżenie z fusów. Branża gier jest dynamiczna, trudno się
przebić. Dziennie na Steamie wychodzi około 100 gier, więc konkurencja jest
ogromna, zwłaszcza że obecnie gry nie konkurują tylko między sobą, ale także z
Netfliksem i innymi cyfrowymi formami rozrywki. Jeśli zbuduje się mocną markę i
zasłuży na zaufanie społeczności, można liczyć na sukces. Ale wystarczy poważniej
się potknąć, a klienci mogą tego nie wybaczyć i odejść.

Polski gamedev w tym kontekście się wyróżnia. Mamy kilka mocnych tytułów
i – co najważniejsze – zebraliśmy dzięki nim ogromny kapitał zaufania wśród graczy.
Fani na całym świecie wiedzą, że nasi developerzy robią dobre gry wysokiej
jakości, a polscy producenci tworzą z pasją i z szacunkiem do klientów. Studia nie
nastawiają się na szybki zysk, ale na długoterminową relację. Dlatego też dużo
graczy, którzy wcześniej grali w topowe amerykańskie czy francuskie produkcje, teraz
przychylniej patrzy na gry naszych rodzimych producentów, takich jak Techland,
11 bit studios czy CD Projekt RED.

Jest więc szansa na to, żeby kolejna gra pod biało-czerwoną banderą stała
się wielkim światowym sukcesem, ale kiedy to będzie – nie jestem w stanie
powiedzieć.

Wróćmy w takim razie do samego inkubatora. Jakie
konkretne działania w nim podejmujecie?

Obecnie testujemy różne rozwiązania, jeśli chodzi o strukturę programu
inkubacji. W tym momencie, przy naszych zasobach, skupiamy się na intensywnych
dwudniowych warsztatach prowadzonych z różnymi ekspertami co 2-3 tygodnie. Służymy
też mentoringiem – i sami, jako opiekunowie firm, i poprzez konsultacje
indywidualne z trenerami, którzy prowadzili zajęcia.

W tym roku testujemy też dzień szybkich, godzinnych konsultacji w
tematach, które uczestnicy inkubatora wskazali jako szczególnie kłopotliwe.
Staramy się na bieżąco monitorować potrzeby firm i dostosowywać do nich zarówno
strukturę inkubacji, jak i temat czy wręcz konkretne zajęcia.

A jakie tematy są poruszane na warsztatach?

Skupiamy się na warsztatach o tematyce biznesowej i rynkowej. Dotychczas
mieliśmy zajęcia z tak różnych tematów jak projektowanie gier, monetyzacja,
pitchowanie, zarządzanie produkcją, budowanie społeczności, modele biznesowe,
marketing, PR, współpraca z wydawcą, inwestorem, platformą dystrybucyjną, projektowanie
gier freemium czy aspekty prawne działalności w branży gier.

Czy początkującym studiom developerskim w
ogóle są potrzebne warsztaty prawne?

Jak najbardziej! Początkujące studia mają liczne pytania dotyczące
najlepszej dla siebie formy działalności, outsourcowania części usług, zapisów dotyczących
praw własności, kwestii podatkowych itp. Praktycznie na każdym etapie pojawiają
się wątpliwości i młodzi deweloperzy z chęcią korzystają z warsztatów prawnych
– choćby po to, aby się przekonać, czego jeszcze nie wiedzą.

Jakie tematy najczęściej nurtują uczestników?

Chyba najczęstsze pytania dotyczą umowy wydawniczej. Uczestnicy chcą wiedzieć,
na co wydawca może sobie pozwolić, ile faktycznie zarobią, ile przypadnie wydawcy
itp. Interesują ich też ulgi podatkowe, m.in. IP Box, o którego pytania padają
praktycznie non stop, odkąd została wprowadzona ta forma ulgi.

Opowiedz może coś o programie mentoringowym. Czy
trudno Wam nawiązać kontakt z potencjalnymi mentorami?

Mentorami nazywamy trenerów, którzy przeprowadzili warsztaty z naszymi
inkubowanymi firmami, a później pozostają do ich dyspozycji w ramach
indywidualnych konsultacji. Poza tym my – organizatorzy Inkubatora Digital
Dragons – również staramy się być „buddies” dla inkubowanych firm i motywować
ich w realizacji celów rozwojowych, które wyznaczyli sobie na początku programu
inkubacji.

W ciągu blisko dziewięciu lat organizowania eventów zbudowaliśmy ogromną
sieć kontaktów. Wiemy też, którzy prelegenci mają umiejętność przekazywania
wiedzy i będą dobrymi trenerami. Warsztaty różnią się od wykładów i wymagają od
prowadzących dużego skupienia, komunikowania się z uczestnikami zajęć, swoistej
charyzmy.

Zresztą specjaliści z branży gier w Polsce chętnie dzielą się wiedzą i
doświadczeniem. Na przykład niedawno szukałam mentorów, którzy byliby gotowi
przyjechać do Krakowa na dwie-trzy godziny i poprowadzić w weekend krótkie
konsultacje dla naszych uczestników. Myślałam, że ludzie będą kręcić nosem albo
powiedzą, że nie opłaca im się przyjeżdżać, a zamiast tego spotkałam się z
pełną gotowością do działania praktycznie od zaraz – to było bardzo budujące.

Czy oferujecie uczestnikom inkubatora jeszcze
jakieś inne formy wsparcia? Czy pomagacie im na przykład w pozyskaniu
pierwszego finansowania na produkcję?

Testujemy różne rozwiązania. Jednym z ciekawszych, naszym zdaniem, było
zabranie firm na konferencję Pocket Gamer Connects w Londynie oraz na naszą
konferencję Digital Dragons i sprawdzenie na żywo, jak sobie radzą na
spotkaniach biznesowych.

Jeśli chodzi o finansowanie, to firmy mają okazję porozmawiać z potencjalnymi
inwestorami podczas demo day będącego ukoronowaniem programu inkubacji. W
przyszłości rozważamy też ściślejszą współpracę inkubatora z wydawcami i
funduszami.

Czy Wasi uczestnicy chcą robić raczej gry
mobilne, czy PC? Czy może przychodząc do Was nie mają jeszcze tak sprecyzowanej
wizji?

W kolejnych edycjach stosujemy specjalizację platformową. W ubiegłym
roku wspieraliśmy projektantów gier mobilnych, w tym roku – PC i konsolowych.

Firmy skupione na grach mobilnych są inne niż te robiące gry na
PC/konsole czy VR, dlatego jest to jedno z naszych kryteriów przy rekrutacji. Taki
podział ma naszym zdaniem sens, bo wiele aspektów tworzenia i sprzedaży gier na
różnych platformach wygląda zupełnie inaczej. Dla producentów gier mobile dużo
większe znaczenie ma na przykład tzw. user acquisition, czyli pozyskanie
i utrzymanie użytkownika. Częściej są to też gry darmowe, oparte o inne modele
biznesowe. Bazują raczej na wpływach z reklam albo drobnych, opcjonalnych
płatnościach za uruchomienie dodatkowych elementów. Trochę inny jest też target.
Gry mobilne z reguły są skierowane do tzw. gracza casualowego, czyli takiego,
który pogra w drodze tramwajem czy przy okazji lunchu. Są szybsze i podzielone
na krótkie partie, żeby gracz mógł w każdej chwili przerwać rozgrywkę i nie
czuć, że coś go omija. Natomiast gry na PC czy konsole zazwyczaj są skierowane
do gracza, który jest gotów poświęcić więcej czasu na grę, ale w zamian
oczekuje bardziej wyrafinowanej grafiki czy rozgrywki. Są najczęściej oparte o
monetyzację w tzw. modelu premium, w którym za grę trzeba zapłacić większą
sumę, ale dzięki temu najczęściej można cieszyć się całą rozgrywką, bez
dodatkowych opłat w trakcie.

Różnic jest więc dużo, a eksperci, którzy znają się świetnie na rynku
mobilnym, często niewiele wiedzą już o rynku PC i na odwrót. Stąd między innymi
ten podział.

Czy Wasi absolwenci odnieśli już jakieś znaczące
sukcesy?

Kilka gier z aktualnej edycji świetnie się zapowiada. Jedna na przykład
będzie niedługo startować z kampanią crowdfundingową na Kickstarterze i
zbudowała już dużą społeczność na Facebooku, więc znają się na mediach
społecznościowych i mają dzięki temu szanse odnieść sukces. Inne też są już
blisko wydania gry i aktywnie budują społeczności fanów. Polecam śledzić profil
Inkubatora Technologicznego w Krakowie, gdzie przedstawiamy sylwetki
inkubowanych firm.

My też trochę inaczej definiujemy sukces. Czasem wystarczy, że uczestnik
zrewiduje swoje podejście do biznesu i zastanowi się, czy w ogóle chce go
prowadzić. Na przykład jeden z naszych zespołów miał fajny pomysł na grę,
dokończył ją w ramach procesu inkubacji, ale uznał, że niekoniecznie odnajduje
się w realiach biznesowych branży. Uczestnicy wrócili więc do pracy jako świetni
producenci i designerzy w większej firmie growej. Daliśmy im dużą dawkę
biznesowej wiedzy, dzięki czemu nie musieli przez rok czy nawet dłużej
sprawdzać, czy bardziej kręci ich biznes, czy jednak po prostu robienie dobrych
gier.

A czy Twoim zdaniem gamedev jest branżą
trudną?

Myślę, że jest trudna. Po pierwsze dlatego, że jest kreatywna, a po
drugie – trochę losowa. Nie zawsze producent gier ma wpływ na to, co się stanie
popularne. Dzięki internetowi i influencerom często wielkim hitem okazują się gry,
po których nikt by się tego nie spodziewał. Kto by na przykład zgadł, że
symulator kozy okaże się sukcesem? To jest branża „hit or miss” i ciężko
doradzić początkującym twórcom jedną receptę na sukces.

Myślę, że jedną z najważniejszych rzeczy dla początkującej firmy gamedev
jest zbudowanie community – społeczności graczy i pozyskanie ich zaufania.
Fani mogą wznieść Twoją grę na wyżyny albo zakopać ją pięć metrów pod ziemią,
jeśli stracą zaufanie do Ciebie jako developera. Ale to też nie gwarantuje stuprocentowego
sukcesu. Tak więc jest to z pewnością trudna branża, żeby zacząć swój biznes,
ale też bardzo ciekawa, bo łączy w sobie aspekty technologiczne, kreatywne i
wiele innych.

No i na koniec, czy możesz zdradzić, skąd wzięła się nazwa Digital Dragons?

To bardzo proste. Mieszkamy w Krakowie, więc „smoki” są od smoka wawelskiego, symbolu Krakowa. A „cyfrowy” –  tego chyba nie trzeba tłumaczyć?

Rozmawiał Jakub Barański

Inkubator
Digital Dragons powstał dzięki m.in. projektowi Baltic Game Industry –
Empowering a Booster for Regional Development współfinansowanemu ze środku
Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach programu Interreg Baltic
Sea Region.

Poprzedni wpis
Europejska wizja gospodarki opartej na danych
Następny wpis
Tech kontra wirus (1) – contact tracing