Copyright trolling wobec użytkowników sieci peer-to-peer
Korzystając z torrentów możemy łamać prawo autorskie. Jeśli jednak dostaniemy wezwanie do zapłaty tytułem dobrowolnego naprawienia szkody za rozpowszechnienie np. filmu bez zezwolenia, przeanalizujmy jego treść i sprawdźmy dokładnie, czy jego nadawcą faktycznie jest podmiot uprawniony, czy może ktoś, kto z wysyłania takich wezwań uczynił sobie źródło zarobku.
Wielu użytkowników internetu korzysta z platform i serwisów, z których pobiera np. muzykę, lub filmy. Część z takich serwisów działa w oparciu o sieć peer-to-peer (P2P). Istotą jej funkcjonowania jest dzielenie się zasobami. Każdy komputer użytkownika w sieci P2P może spełniać zarówno funkcję klienta, jak i serwera. W uproszczeniu oznacza to, że pobierając na swój komputer np. film, jednocześnie udostępniamy go automatycznie innym użytkownikom sieci. Do popularnych serwisów działających w oparciu o sieć peer-to-peer należą m.in. BitTorrent, BitNova, ExtraTorrent czy PirateBay. W serwisach znajdziemy filmy, seriale, audiobooki, e-booki oraz programy komputerowe, w tym gry. Większość z wymienionych może być utworem chronionym na podstawie przepisów prawa autorskiego[1].
Użytkownik sieci peer-to-peer może naruszyć majątkowe prawa autorskie…
Zasadą jest, że wyłączne prawo do korzystania z utworu i rozporządzania nim na wszystkich polach eksploatacji oraz prawo do wynagrodzenia za korzystanie z utworu przysługuje właścicielowi autorskich praw majątkowych (art. 17 pr.aut.). Od powyższej zasady są jednak wyjątki.
Jednym z nich jest tzw. dozwolony użytek osobisty, który pozwala na korzystanie, pod pewnymi warunkami, z wcześniej rozpowszechnionego utworu za zgodą twórcy[2]. Działając w granicach dozwolonego użytku osobistego, możemy np. pobrać z sieci film, obejrzeć go, a następnie przekazać na nośniku siostrze lub przyjacielowi. Jednak w sieci peer-to-peer użytkownik nie tylko automatycznie udostępnia plik wraz z jego pobraniem, ale przede wszystkim nie ma żadnego wpływu na to, komu udostępnia dane. Tu pojawia się problem. Trudno w takiej sytuacji uznać, że użytkownik udostępnia utwór osobom pozostających z nim „w związku osobistym”. Tylko do nich ograniczony jest zaś dozwolony użytek osobisty. Takie rozpowszechnienie będzie więc naruszać monopol uprawnionego. Nie będzie można uzasadnić go działaniem w granicach dozwolonego użytku osobistego. Ponadto trzeba też pamiętać, że instytucja dozwolonego użytku nie obejmuje wszystkich utworów. Jest całkowicie wyłączona np. w odniesieniu do programów komputerowych (art. 77 pr.aut.), w tym gier oraz elektronicznych baz danych (art. 23 ust. 1 pr.aut.). Oznacza to, że względem nich nie możemy powoływać się na działanie w granicach dozwolonego użytku osobistego. Powyższe prowadzi do wniosku, że rozpowszechnianie utworu w sieci peer-to-peer bez zezwolenia może stanowić naruszenie majątkowych praw autorskich.
…a uprawniony może dochodzić ochrony
W takich przypadkach uprawnionym z majątkowych praw autorskich przysługują zarówno cywilnoprawne, jak i karnoprawne środki ochrony. Korzystanie z nich, także równoczesne, jest wykonywaniem prawa. Trzeba podkreślić, że ze względu na specyfikę internetu i trudności w uzyskaniu pełnej informacji o naruszeniu i osobie naruszającej prawa często jedyną ścieżką pozostaje wszczęcie w pierwszej kolejności postępowania karnego, w ramach którego możliwe jest ustalenie naruszyciela, a następnie podjęcie wobec niego dalszych działań, np. wytoczenie powództwa cywilnego.
Trolling praw własności intelektualnej
Obok działań uprawnionych podejmowanych w celu rzeczywistego dochodzenia ochrony pojawiają się też niestety zachowania stanowiące wypaczenie egzekwowania praw. Jednym z nich jest tzw. trolling praw własności intelektualnej. Trolling nie ma swojej legalnej definicji. Może się przejawić w rozmaitych działaniach, np. jako nadużywanie przysługujących praw własności intelektualnej, powoływanie się na prawa nieistniejące albo powoływanie się na prawa przez podmioty do nich nieuprawnione. Trolling może dotyczyć różnych praw własności intelektualnej.
Rozwój internetu przyniósł wzrost liczby masowych naruszeń dokonywanych w sieci, w tym naruszeń w związku z korzystaniem z sieci peer-to-peer. Łącznie z nimi dostrzeżono też zjawisko tzw. trollingu prawnoautorskiego (copyright trolling). Polega on na wykorzystaniu instytucji prawa autorskiego nie w celu rzeczywistej ochrony praw, ale w celu uzyskania opłat licencyjnych i odszkodowań za korzystanie z utworów.
Trzeba podkreślić, że samo zjawisko trollingu praw własności intelektualnej nie jest ani nowe, ani związane wyłącznie z internetem. Jako pierwsze dostrzeżono i nazwano w latach 90. XX w. zjawisko trollingu patentowego (patent trolling), polegające na rejestrowaniu szeregu patentów, często o wątpliwych podstawach, zwykle bez prowadzenia własnych działań zmierzających do opracowania wynalazku, którego celem nie jest wdrożenie wynalazków, ale zablokowanie podmiotów konkurencyjnych albo dochodzenie roszczeń odszkodowawczych. Znane jest także zjawisko trollingu znakowego (trademark trolling). Polega ono na rejestrowaniu szeregu znaków towarowych nie w celu rzeczywistego ich używania, ale w celu zablokowania działań konkurencji, uniemożliwienia innym rejestracji znaku i z zamiarem zaoferowania odsprzedaży lub licencjonowania znaku albo dochodzenia roszczeń odszkodowawczych.
Formą copyright trollingu, która w sposób szczególny może dotykać – od co najmniej kilku lat – środowisko internetowe, jest właśnie ta stosowana wobec użytkowników sieci peer-to-peer.
Specyfika copyright trollingu wobec użytkowników sieci peer-to-peer w Polsce
Proceder trollingu prawnoautorskiego przybiera często postać przemyślanego i zaplanowanego modelu biznesowego, w który angażują się firmy quasi-prawnicze lub, niestety, również profesjonalni pełnomocnicy. Trolling prawnoautorski w polskich realiach podejmowany jest zazwyczaj wedle następującego schematu (został on opisany m.in. w liście do Naczelnej Rady Adwokackiej oraz w raporcie na temat copyright trollingu stworzonym przez Fundację Nowoczesna Polska we współpracy z Dziennikiem Internautów). Specjalna firma (informatyczna) ustala adresy IP komputerów, z których nastąpiło udostępnienie określonego pliku, np. filmu, w sieci peer-to-peer. Należy podkreślić, że jest to stosunkowo proste technicznie. Adresy IP są przekazywane do firmy quasi-prawniczej lub kancelarii. Ta ostatnia składa wniosek o ściganie z art. 116 pr.aut.[3] We wniosku nie wskazuje podejrzanych, ale wyłącznie ustalone adresy IP komputerów. Organy ścigania ustalają osoby, którym przypisane są podane adresy IP komputerów. Rzeczywiste wykrycie sprawcy, tj. osoby, która faktycznie udostępniła utwór chroniony prawem i jej ukaranie, jest w powyższym scenariuszu mało istotne. Troll prawnoautorski nie zamierza też dochodzić ochrony w postępowaniu cywilnym. Organy ścigania odgrywają wyłącznie rolę narzędzia do niskokosztowego ustalenia właściciela adresu IP komputera. Troll prawnoautorski – jako pokrzywdzony – wykorzystuje dostęp do akt sprawy karnej, uzyskując dane abonentów internetu i rozpoczyna masową wysyłkę pism wzywających do zapłaty.
Na co zwrócić uwagę, kiedy otrzymamy wezwanie do zapłaty
Pismo wzywa do zapłaty określonej kwoty pieniężnej, tytułem dobrowolnego naprawienia szkody za rozpowszechnienie bez zezwolenia utworu w sieci peer-to-peer. Pismo wskazuje, że do rozpowszechnienia doszło przy użyciu wskazanego adresu IP komputera. Trzeba podkreślić, że wezwanie jest kierowane do abonenta usługi dostępu do internetu. To jego dane w pierwszym rzędzie ustalają organy ścigania. Abonent internetu nie może być jednak utożsamiany z osobą odpowiedzialną za naruszenie. Tymczasem takie domniemanie towarzyszy wezwaniom. W przypadku naruszeń dokonywanych w sieci peer-to-peer naruszycielem jest osoba, która faktycznie udostępniła plik chroniony prawem autorskim. Odpowiedzialność nie może być automatycznie przypisana abonentowi usługi dostępu do internetu, gdyż nie jest wykluczone, że – wykorzystując dostęp do internetu – inna osoba bezprawnie rozpowszechniła dane. Tymczasem to właśnie dane abonenta usługi internetu są tymi, które są niejako „na oślep” wykorzystywane do masowego wysyłania wezwań.
W piśmie wskazuje się, że działanie abonenta stanowi przestępstwo z art. 116 pr.aut. Część użytkowników może w ogóle nie być świadoma, jak działa sieć peer-to-peer, albo nawet że w ogóle korzystali z serwisów na niej opartych. Niestety posłużenie się organami ścigania w procederze copyright trollingu pozwala nie tylko zebrać dane abonentów internetu, ale też uwiarygodnić pismo wobec jego adresata. W pismach często bowiem przywoływany bywa fakt prowadzenia postępowania karnego. Informacja na jego temat jest zwykle nierzetelna albo nawet wprowadzająca w błąd, np. wywołuje wrażenie, że postępowanie jest prowadzone przeciwko adresatowi pisma, choć zwykle jest to postępowanie „w sprawie”, a nie „przeciwko osobie”. Niekiedy trolle powołują się na dawno już umorzone postępowania karne.
W wezwaniu wskazana jest kwota pieniężna, którą należy dobrowolnie uiścić w celu zakończenia sprawy oraz dane pozwalające bezzwłocznie dokonać zapłaty. Często równolegle wskazywana jest też druga, zdecydowanie wyższa kwota – często kilkanaście lub kilkadziesiąt razy większa – wraz z informacją, że będzie ona dochodzona w ramach postępowania, o ile nie zostanie uiszczona ta pierwsza. Pismo może też sprawiać mylne wrażenie, że zapłata żądanej kwoty zakończy postępowanie karne. Tymczasem możliwość wpływania na nie przez trolla prawnoautorskiego może być już mocno ograniczona[4].
Wezwanie bywa czasem utrzymane w tonie pogróżki, niekiedy próbuje wywołać uczucie wstydu lub lęku przed ujawnieniem kompromitujących informacji, np. o udostępnianiu przez adresata w sieci peer-to-peer filmów pornograficznych. Czasem zawiera groźbę wszczęcia postępowania karnego lub długotrwałego zatrzymania komputera przez policję i związanych z tym niedogodności. Czasem zwyczajnie wprowadza w błąd co do statusu sprawy i naruszenia.
Uwagę mogą też zwracać kwestie czysto formalne, np. podmiot będący nadawcą pisma (nazwa podmiotu może wprowadzać w błąd co do tego, że jest kancelarią prawną) albo dokument upoważniający do działania w imieniu właściciela praw autorskich lub jego brak. Niestety niektóre z wezwań sprawiają wrażenie porządnie skonstruowanych pism, uwiarygodnionych faktem ich podpisania przez profesjonalnego pełnomocnika.
Możliwa skala zjawiska copyright trollingu w Polsce
W 2007 r. zjawisko copyright trollingu zaczęto odnotowywać w różnych krajach europejskich i Stanach Zjednoczonych. O pojedynczych przypadkach copyright trollingu w Polsce mówi się od około 2014 r., ale dopiero w grudniu 2016 r. ukazał się pierwszy dokument zatytułowany „Copyright trolling – raport” przedstawiający skalę trollingu prawnoautorskiego. Raport z pewnością nie odzwierciedla procederu w pełni, ale pokazuje skalę problemu. Większość opisanych w nim spraw dotyczy właśnie użytkowników sieci peer-to-peer. Raport opisuje przypadki trollingu i metodę działań trolli. Znajdziemy w nim również kopie wezwań wysyłanych w tego typu sprawach. Z odnotowanych w raporcie przypadków możliwego copyright trollingu te największe dotyczyły udostępniania w sieci peer-to-peer popularnych filmów, w dużej mierze polskich produkcji. Niektóre z odnotowanych wezwań dotyczyły materiałów, które nie były chronione żadnymi prawami autorskimi lub co do których prawa autorskie majątkowe zwyczajnie wygasły. Z raportu wynika, że niektóre z podmiotów quasi-prawniczych rozsyłających wezwania do zapłaty intencjonalnie wchodzą w posiadanie praw do niskobudżetowych produkcji (np. filmów pornograficznych), by następnie wysyłać wezwania do zapłaty za ich udostępnianie przez użytkowników. Raport wskazuje, że zjawisko copyright trollingu w różnych postaciach mogło dotknąć kilkuset tysięcy osób w Polsce. Kwota wskazywana w wezwaniu do zapłaty najczęściej wynosi od ok. 500 zł do kilku tysięcy złotych. Średnio około 20-30% odbiorców opłaca wezwania.
Problem copyright trollingu wobec użytkowników sieci peer-to-peer poruszono m.in. na posiedzeniu komisji cyfryzacji, innowacyjności i nowych technologii 14 grudnia 2016 r. (pełen zapis z przebiegu posiedzenia dostępny tutaj). Szczególnie mocno inicjatywę zwalczania copyright trollingu od samego początku wspiera Dziennik Internautów. W akcję zaangażowało się kilka fundacji. Podejmowane są też działania mające na celu przedstawienie zjawiska samorządom adwokackim i radcowskim. (Warto zapoznać się choćby z listem otwartym do Naczelnej Rady Adwokackiej wystosowanym przez kilka fundacji wspierających zwalczanie copyright trollingu).
Prawne aspekty copyright trollingu
Copyright trolling należy uznać za zjawisko szkodliwe i godzące w środowisko twórców, profesjonalnych pełnomocników, instytucji państwa oraz końcowych użytkowników internetu. Zwalczanie copyright trollingu może mieć wymiar zarówno cywilny, jak i karny. Jeśli adresat wezwania uiścił żądaną kwotę, w zależności od okoliczności sprawy można rozważać, czy doszło do bezpodstawnego wzbogacenia i żądać tym samym zwrotu nienależnego świadczenia (art. 410 k.c.). Można też podjąć próbę wykazania wad oświadczenia woli (np. art. 84, 86, 87 k.c.) lub nawet nieważności czynności prawnej dokonanej z trollem (art. 58 k.c.). Copyright trolling może być uznany za nadużycie prawa, tj. wykonywanie prawa sprzecznie ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem (art. 5 k.c.). Wykorzystanie tego ostatniego argumentu byłoby jednak możliwe dopiero jako obrona w potencjalnym procesie wytoczonym przez trolla użytkownikowi sieci peer-to-peer, do którego troll z założenia usiłuje jednak nie doprowadzić.
Trolling prawnoautorski w niektórych przypadkach można by uznać za przestępstwo oszustwa (art. 286 k.k.) lub usiłowanie oszustwa (art. 286 k.k. w zw. z art. 13 § 1 k.k.). Metody działania niektórych trolli mogłyby zostać zakwalifikowane jako godzące w zbiorowe interesy konsumentów (art. 24 ust. 2 ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów). Obecnie Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta prowadzi postępowanie w sprawie LEX SUPERIOR, w związku z wprowadzającą w błąd treścią wezwań do zapłaty kierowaną przez tę quasi-prawniczą spółkę. Niestety do copyright trollingu często dochodzi z udziałem zawodowych pełnomocników, adwokatów i radców prawnych. W każdym przypadku należałoby indywidualnie rozważyć, czy nie dochodzi do naruszenia przez nich zasad etyki lub godności zawodu, co mogłoby się wiązać z odpowiedzialnością dyscyplinarną.
Prognozy na przyszłość
Nie wydaje się, aby proceder copyright trollingu wobec użytkowników sieci peer-to-peer miał się w najbliższym czasie zakończyć lub choćby osłabnąć. Prawdopodobnie będzie się nasilać. Z pewnością więcej spraw będzie też nagłaśnianych. Możliwe jednak, że w kolejnych latach podmioty zaangażowane w ten proceder będą przesuwać swoje działania w inne obszary niż te związane z siecią peer-to-peer.
W walce z copyright trollingiem nie można zapominać, że mimo jego rosnącej skali to wciąż margines spraw dotyczących naruszeń praw autorskich w internecie. Zdecydowana większość działań podejmowanych przez właścicieli praw i ich pełnomocników ma na celu ochronę słusznych interesów uprawnionych.
Zwalczanie copyright trollingu powinno uwzględniać z jednej strony prawa twórców, w tym stworzenie mechanizmów ułatwiających identyfikację naruszyciela[5] i mechanizmów zapewniających skuteczną walkę z podmiotami zawodowo, masowo i na dużą skalę zajmujących się piractwem w sieci, a z drugiej prawa użytkowników końcowych, często nie do końca zdających sobie sprawę z charakteru odpowiedzialności za naruszenia w internecie. Równie ważna jest przy tym działalność edukacyjna. W kwietniu 2016 r. na rządowej stronie Wielkiej Brytanii pojawił się oficjalny komunikat, jak reagować na listy z żądaniami zapłaty za naruszenia praw autorskich. Instrukcja zawiera jednak przede wszystkim informacje, czym jest naruszenie praw autorskich i kiedy dochodzi do niego w internecie. Tego typu inicjatywy są warte naśladowania. W tym zakresie znaczącą rolę mogłyby odegrać działania centralnych organów administracji (takich jak UOKIK), urzędów (np. GIODO) czy też organów samorządu zawodowego adwokatów i radców prawnych. Być może sprawdziłoby się także wypracowanie instrukcji postępowania w tego typu sprawach dla policji, co pozwoliłoby ograniczyć przypadki instrumentalnego wykorzystywania organów ścigania.
Lena Marcinoska